Jezioro Garda – rowerami do Arco
Następnego dnia, zaraz po śniadaniu idziemy przywitać się z plażą i w sumie, nie ma co się rozwodzić, zerknijcie sami... Znośne widoki i miejscówka też niczego sobie, zwyczajnie taki mają klimat:) Jezioro Garda - Bon Giorno!
A planem na kolejny dzień nad Jezioro Garda jest rowerowa wycieczka nad rzeką Sarca na północ, w stronę lądu, do miejscowości Arco. Najpierw jednak śniadanko. Przebieżka po świeże pieczywo i tutaj mała dygresja: ichnimi bulkami już po południu można szyby tłuc, twardnieją w mgnieniu oka:). Poranny spacer to również okazja do bliższego przyjrzenia się Rivie. Nieładnie jest być zazdrosnym, ale kurczę blade, ci Włosi to mają jednak farta.
Opuszczamy Jezioro Garda
Zaraz po śniadaniu, a wszystko poza obiadami ogarniamy w kamperze) wsiadamy na rowery i kierujemy się w stronę rzeki. To właśnie tamtędy wiedzie wyborna ścieżka, która przez wiele kilometrów jest zupełnie płaska, stąd idealna dla dzieciaków, a widoczki prezentują się znakomicie, no i może tam będzie chłodniej.
Kąpiel w rzece Sarca?
Wydawało nam się pierwotnie, że w rzece będziemy mogli się wykąpać, ale o tym można raczej zapomnie. Górski nurt jest bardzo bystry i Sarca to nie taka wcale mała rzeczka. Szkoda, bo upał daje nam w kość. Robimy więc postoje na wodopoje, zerkamy na gaje oliwne i za chwilę zajeżdżamy do Bike Farm. Spoko miejsce na kawkę, ciacho i krótki odpoczynek w trakcie jazdy. Sama nazwa dość buńczucznie robi wrażenie jakiejś mega rowerowej miejscówki. W rzeczywistości to fajna knajpka, mały plac zabaw i kilka osiołków za płotem. Nie ma tego złego, miejsce jest naprawdę spoko, a górki dbają o odpowiedni klimacik.
Rozsiadamy się na wygodnych pufach i wszystkim włącza się typowy leń,. Nie ma jednak co tracić dnia, jeszcze sobie posiedzimy nad jeziorem. Kręcimy dalej w stronę miasta Arco, a ruch na ścieżce jak na Marszałkowskiej. Raz jednej, raz z drugiej strony śmigają kolejne e-bajki, a my się wcale nie mamy ochoty ścigać. Dajcie spokój, w taki upał!
Ścieżka rowerowa w dolinie
Sama ścieżka jest dość szeroka, bezpieczna i dobrze wyprofilowana. Tamtędy po prostu chce się jeździć. My jesteśmy nielicznymi cyklistami na tradycyjnych rowerach napędzanych wyłącznie siłą mięśni. Siła woli też robi swoje. Przeszło 90% sprzętów to elektryki. Wcale nie czujemy się jak ubodzy krewni. Dzieciaki kręcą jak zwykle znakomicie, a już w Arco dadzą z siebie maxa! Choć tak między nami, przeginają z tymi elektrykami, lenie straszne:)
A my jesteśmy bohaterami w swoim domu przecież, więc po kilku kilometrach odbijamy do miasta Arco. pierwotnie miał to być tylko przystanek w dalszej podróży, ale plany należy optymalizować. Szczególnie w upalny dzień, koniecznie trzeba skoczyć na gelato czyli loooody. Znajdujemy zatem sympatyczny ryneczek pełen, a jakże, rowerów, a tam przepyszne lody i trochę cienia:)
Wybija mniej więcej południe, dzieciaki są już podmęczone upałem. Zaczynamy się robić głodni, a to w porze obiadu wcale nie jest taka prosta sprawa, nawet w turystycznych miejscowościach ponieważ
Obiad we Włoszech zjemy tylko w określonych godzinach
Większość knajpek jest w konkretnym przedziale czasowym zwyczajnie zamknięta. Siesta i basta, a wypada ona przeważnie w "naszej" porze obiadu, czyli w godzinach +/- 13-17. Zwróćcie na to uwagę szukając miejscówki na obiad. Każdy rodzic wie, jakie to ważne podczas wyjazdów z dziećmi. Głód w rodzinie może każdemu napsuć nerwów, a na co to komu?
Korygujemy zatem nasz plan. Dochodzimy do wniosku, że mamy jeszcze jakieś dwie godziny z okładem, żeby coś zjeść i nie musieć czekać do wieczora. Znad rzeki Sarca widzieliśmy ruiny zamku górujące nad miasteczkiem. Postanawiamy je zatem zwiedzić i wspiąć się najwyżej jak się da na rowerach!
Jasiek kręci najmocniej jak potrafi na swoim 20-calowym Trailu, Tosia daje z siebie wszystko na 24 calowym DISCU i z mozołem docieramy całkiem wysoko. Napęd 1x10 Shimano w takich warunkach przydaje się, oj tak!
Wspinaczka na ruiny zamku Castello di Arco
W tym miejscu zostawiamy nasze rowery i idziemy dalej pieszo. Upał jest ogromny, a stromizna taka, że ciężko się idzie w butach rowerowych. Na elektrykach to każdy cwaniak potrafi wjechać, a są i tacy. Sama ścieżka prowadząca do ruin jest dość pomysłowo poprowadzona wśród zarośli, dających sporo cienia. Po drodze można zerknąć na aloes i gaje oliwne.
A na górze czekały na nas dość dobrze zachowane ruiny zamku z jaskinią, w której można się było powspinać i poszukać pająków, choć wszystkie się pochowały.
Ruiny mogą się podobać, ale widoki z góry to jest dopiero petarda. Jest to zdecydowanie atrakcja, z której warto skorzystać (wstęp jest symbolicznie płatny)
tym bardziej, że pod zamkiem znajduje się świetna knajpeczka idealna na kawkę lub coś dla ochłody:)
Odpoczywamy dłuższą chwilkę i delektujemy się widoczkami jak z obrazka. Zimne piwko też smakuje wybornie, więc przez chwilę zapominamy o głodzie. Mamy jeszcze godzinkę żeby zdążyć na pizzę. Na zupełnym luzie ogarniamy się w cieniu i ruszamy po nagrodę, czyli rowerowy zjazd do miasteczka. Zasłużyliśmy w końcu:)
W kilka chwil jesteśmy już na dole. Parkujemy nasze sprzęty naprzeciwko restauracji Pizzeria Spaghetteria Moderna i wciągamy włoskie specjały aż się uszy trzęsą. Ciągle jemy to samo, czyli pizzę i makaron, ale my uwielbiamy te dania, więc kto nam zabroni? No kto? :)
Muzeum Kawy Omkafè
Tym razem obeszło się bez deseru, na szybko wyczytaliśmy, że nieopodal znajdziemy muzeum kawy, a w takowym jeszcze nie byliśmy przecież. Wsiadamy zatem na rowery i dalej w stronę atrakcji ciekawej dla każdego członka rodziny. Samo muzeum polecamy z pełnym przekonaniem, a jeśli lubicie kawę to pozycja obowiązkowa! Jest niewielkie, zwarte, można by rzec, kompleksowe, świetnie wyposażone bo najpierw wchodzimy do sali pełnej eksponatów: młynków, ekspresów, zaparzarek i na miejscu możemy zmielić sobie porcję kawy (Jasiek mielił ile wlezie, aż się zrobiła kolejka:), i oczywiście później w domu zaparzyć (była przepyszna).
Fajna jest też ściana pełna ciekawostek, gdzie z jednej strony mamy zadane pytanie w stylu: ile filiżanek kawy wypija się dziennie na całym świecie?, a z drugiej odpowiedź i zdradzimy, że to około 4 miliardy filiżanek :) Kto by się spodziewał, że aż tyle.
Proces wypalania kawy i kolejne jego stopnie też są bardzo ładnie wyjaśnione i super, że można dotknąć i powąchać każdego z tych ziaren, żeby dokładnie zobaczyć, czym się od siebie różnią.
A propos zapachów, za kolejnymi drzwiami kryje się miejsce idealnie wieńczące zwiedzanie muzeum, czyli wielka palarnia kawy, gdzie od progu jesteśmy smagani aromatem i zapachem wypalanej akurat w tym momencie odmiany. Super motyw i świetna okazja do zapoznania się z tym procesem od kuchni. Gdy wszystkie maszyny poszły w ruch, zrobiło się dość głośno, ale wystarczyło zatkać uszy. Na szczęście usta i nos mogły pozostać otwarte:)
Na koniec wystarczy zejść po schodkach prosto do sklepiku, w którym możemy nabyć wszystko i jeszcze więcej, więc i my nie odmówiliśmy sobie oryginalnej kawki prosto z palarni - pyszności nie z tej ziemi!
Jednym słowem: muzeum idealne, zwięzłe, treściwe, atrakcyjne i ciekawe dla wszystkich! Jeśli będziecie w okolicy, wpadnijcie koniecznie (Po powrocie znalazłem stronę tej kawy i też się sami chwalą Gardą https://www.omkafe.com/en :)
Jezioro Garda - wracamy
Najlepszym sposobem na upał jest kąpiel w jeziorze, więc mamy ogromną motywację, aby pedałować jak najszybciej w stronę Rivy. Obowiązkowe postoje na wodopoje być muszą i szukanie cienia także.
W końcu docieramy nad Jezioro Garda, wskakujemy w stroje kąpielowe i gazem na plażę! Zasłużyliśmy na taką nagrodę, oj tak. Za nami ponad 20 kilometrów kręcenia w upale, podjazd pod zamek, spora wspinaczka, lody, pyszny obiad i całe mnóstwo doznań, wspólnych emocji - o to chodzi przecież! No to siup do wody:)
Plażowanie zajęło nam ponad godzinę, a potem tata postanowił po raz kolejny zwiedzić okolicę. Dzieciaki z mamą wybrały się na miasto. Ja chciałem przekonać się, jak naprawdę wygląda jedna z najpiękniejszych ścieżek rowerowych Europy nad Jeziorem Garda: Ciclopista del Garda... o czym możecie przeczytać TUTAJ.
BAJKIDS.PL POLECAMY SIĘ!
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu FB https://www.facebook.com/bajkids oraz profilu YouTube. Wasze lajki i komentarze będą dla nas pozytywnym sygnałem do dalszych rowerowych tripów. Jeśli bylibyście zainteresowani KUbajkami, a szczerze jest to, naszym obiektywnym zdaniem, lider wśród lekkich rowerów dla dzieci, choć jeszcze w Polsce nie tak znany jak np. Woom, zapraszamy do naszego sklepu internetowego https://bajkids.pl/, gdzie na hasło "rowerowedzieciaki" otrzymacie 5% zniżkę na wszystkie rowery!
Pozdrawiamy i do zobaczenia na rowerowym szlaku!