Jezioro Como – wycieczka rowerowa
Jezioro Como przybywamy! Po kilku niesamowitych dniach spędzonych nad Gardą (wpis tutaj) i rowerowych wakacjach życia, przenosimy się bliżej Mediolanu, na Camping Montorfano Como i jest to najbliższe torowi miejsce, w którym udaje nam się zatrzymać na weekend. Nie ma się co dziwić, skoro kilkaset tysięcy kibiców zjechało do północnych Włoch, aby dopingować zespoły i kierowców Ferrari, McLarena, czy też Mercedesa. Naszym idolem jest Max Verstappen z Red Bulla, aktualny mistrz świata, utalentowany młodzik z Niderlandów, ale, może poza Jaśkiem, trzymamy również kciuki za Leclerka i Sainza, czyli młodzików z włoskiej stajni Ferrari.
Zanim jednak wybierzemy się na tor wyścigowy, korzystamy z pogody i organizujemy wycieczkę rowerową nad
Jezioro Como
które odwiedzamy w słoneczną sobotę, a jakże, w świetnej formie i doskonałych humorach. KUbajki tego dnia mogą się wykazać i napęd 1x10 się przydaje, a sportowa geometria ramy ułatwia dzieciakom góskie wspinaczki, których nie zabrakło. W końcu jesteśmy w górach!
Z naszego campingu mamy do pokonania w jedną stronę nieco ponad dziesięć kilometrów, dystans, który zazwyczaj "wciągamy nosem". Przecież to nic wielkiego, skoro na szutrach Suwalszczyzny, jakiś miesiąc wcześniej, wykręcamy dystans pięciokrotnie dłuższy (wpis tutaj). Pogoda jest znakomita, słoneczko świeci, więc napełniamy bidony, wyznaczamy w nawigacji trasę MTB i ruszamy w drogę. Początkowo przebijamy się skrajem małego, dość dzikiego jeziorka, natrafiamy na kilka pagórków, a szlak usłany jest kamieniami i korzeniami. Jasiek bierze się za bary z trudnym odcinkiem i pięknie podjeżdża na strome wzniesienia (możecie zobaczyć na FB, jaka to była wspinaczka). W takich chwilach przydaje się jakość, geometria i napęd TRAILa, bez dwóch zdań. Dokładny opis i nasze zdanie na temat tego roweru znajdziecie w tym wpisie https://rowerowedzieciaki.wordpress.com/2022/06/28/kubikes-20s-trail-wyczynowy-rower-mtb-dla-najmlodszych/.
Przerwa na lody i kawę
Po drodze napotykamy małą knajpkę, wprost wymarzoną na lody i kawkę, przecież jest to dzień beż żadnej, niepotrzebnej spinki. Ciśnienie podniesie się nam dopiero podczas powrotu, ale o tym za chwilę:) Wyjeżdżamy z lasu i dalej kierujemy się w stronę Jezioro Como drogami asfaltowymi. Staramy się trzymać mniej ruchliwych arterii i cieszą nas zjazdy, bo suniemy w dół praktycznie non stop. Dzieciaki same zaczynają zauważać, że przecież trzeba jakoś będzie wrócić, a skoro teraz zjeżdżamy ciągle z górki, to potem czeka nas nie lada przeprawa. No i całkiem słusznie:) Najpierw jednak docieramy do Como i jesteśmy chyba jedynymi cyklistami w okolicy. Kilku szosowców mijamy w locie, ale z dziećmi nie ma kompletnie nikogo. Samo miasteczko ma klimat zupełnie odmienny od Rivy. Jest tłoczno, dość głośno, a z jeziora nie ma niestety za bardzo jak skorzystać.
Jezioro Como - kąpiel?
Mieliśmy nadzieję na kąpiel, ale południowa strona Jeziora Como nie ma zbyt wielu miejsc, w których moglibyśmy się zatrzymać i zanurzyć w wodzie. Szkoda, bo jest naprawdę gorąco, więc suniemy dalej wzdłuż wybrzeża, szukając cienia i w pewnej chwili prawie rozjeżdżamy małą jaszczurkę. Jasiek momentalnie jest już w swoim gekoświecie i spędzamy dobre kilkadziesiąt minut na gadzich poszukiwaniach. Faktycznie jest ich całkiem sporo, ale większość ucieka, zanim zdążymy się do nich zbliżyć.
Trzeba być czujnym i się nie poddawać, a ambicji nam nie brakuje. Jazda na jednym pedale (nawyk podpatrzony u dziadka Andrzeja) pomaga w szybkim reagowaniu na pojawiającą się okazję.
W końcu Jasiek wykazuje się gekosprytem i łapie jednego osobnika, choć chwila radości trwa dosłownie ułamek sekundy. Jaszczurka jest na tyle zwinna i sprytna, że ucieka przy pierwszej nadarzającej się okazji:) Pojedynek gigantów udało nam się uwiecznić na filmie i pytanie tylko, kto był w tej sytuacji zwycięzcą, a komu przypada drugie miejsce na podium...?
Na pewno nie jest to konik Tosi, która wprawdzie dopinguje brata, ale sama chowa się w cień i jest już potwornie głodna, a nam też zaczyna powoli burczeć w brzuchu. Oczywiście poza Jasiem, który mógłby na łowach spędzić cały dzień, nie zważając na otaczający go świat i ewentualne nadejście nocy.
Jezioro Como vs. Jezioro Garda?
Kierujemy się zatem w stronę restauracji nad jeziorem, które zdecydowanie różni się od Gardy. Naszym zdaniem, mimo potencjału, ma kompletnie odmienny charakter i jest dużo mniej wykorzystane pod kątem sportów wodnych. Może to tylko wrażenie, a z drugiej strony, na pewno mamy spaczone spojrzenie po kilku dniach spędzonych nad najczystszym akwenem Włoch. Nad Gardą kajty, surfy, cyz inne supy suną przecież jeden za drugim. W sumie to byliśmy nad Como dość krótko, żeby móc się wymądrzać. Samo miasto ma zdecydowanie bardziej imprezowy klimat i wydaje się, że potrafi nie spać nocą. Za to w dzień jest tam całkiem sympatycznie. No właśnie, nasz dzień nie trwa przecież w nieskończoność.
Powoli zaczyna robić się dość późno, a przed nami jeszcze mozolna i długa wspinaczka w drodze powrotnej na kemping. W sumie, okazuje się, że mamy do podjechania jakieś 6 kilometrów i przewyższenia sięgają kilkuset metrów. Damy radę, bo motywacja jest w narodzie ogromna, a to jedna z głównych składowych każdej wyprawy rowerowej z dziećmi. Marchewka musi być i basta:)
Droga powrotna znad Jeziora Como
to naprawdę nie lada wyzwanie i długa, mozolna wspinaczka pod górę. Początkowo kręcimy dzielnie i świetnie dajemy sobie radę na podjazdach.
Jednak w takim słońcu, w większości odsłonięci, na asfaltowych serpentynach ... jesteśmy zdani na rowerowy marsz pod górę. Idziemy zatem i dyskutujemy sobie o napotkanych jaszczurkach. Rozmowa umila i zdecydowanie skraca nam spędzony na podejściu czas.
Mamy już prawie puste bidony. Na szczęście znajdujemy przydrożne źródełko.
Korzystamy zatem z okazji, poimy się do woli, uzupełniamy wodę, odpoczywamy chwilkę. Motywujemy się nawzajem i dalej w pedał.
Zostajemy z Jaśkiem trochę w tyle
Co kilkaset metrów, dziewczyny czekają na nas w cieniu i podczas jednego z takich postojów dostrzegamy lokalny kiosk. Tam można kupić wszystko i oczywiście również looooodyyyyyyy!!! Pan sprzedawca angielskiego ni w ząb. Dogadujemy się na migi, tym bardziej, że w tej kwestii znamy włoski już wyśmienicie: aqua i gelato, Grazie! :)
Potem jest już zdecydowanie łatwiej. Jesteśmy praktycznie na samym szczycie przewyższeń, więc cukier i motywacja robią swoje. Pytanie "kiedy będziemy" wydaje się banalnie proste. Już niedaleko i non stop z górki, dosłownie
za chwilkę, tuz tuż, jeszcze momencik... No prawie, bo okazuje się, że to jeszcze nie koniec, a właściwie na koniec czeka nas przeprawa, ścieżką, która w sporej części zniszczona jest spływającą wodą, obrośnięta kolczastymi krzakami. I znowu musimy walczyć z przeciwnościami losu. Nie ma to jak dwa rowery pod pachą i w górę po kamieniach. Tosia i Jasiek dają z siebie maxa. Duma!
a na górze jednoczymy siły, łapiemy kilka głębokich oddechów, łyków wody i odpoczywamy chwilę,
aby po dosłownie ostatnim już wzniesieniu, móc zjeżdżać kolejne kilka kilometrów do samego kempingu.
Zasłużyliśmy i ciężko zapracowaliśmy na tę nagrodę. Na sam koniec tej wspinaczkowej przygody powiemy Wam jeszcze mały sekret, dzięki któremu udało nam się tak sprawnie wrócić znad Jezioro Como. Ten mozolny, kilkukilometrowy podjazd pokonaliśmy dzięki szczególnej motywacji. Bez niej byłoby ciężko! Właściwie każda nasza rowerowa wycieczka opiera się na zasadzie pozytywnej motywacji dzieciaków. Tutaj naprawdę możecie wymyślić co chcecie, ważne, żeby było to realne do osiągnięcia i sprawiało dzieciakom frajdę. Czasami są to słodycze i wycieczka do cukierni w innej dzielnicy. Innym razem jakaś szczególna atrakcja, obiad w ulubionej restauracji, jazda konna, cokolwiek.
Basen!
Naszym największym akceleratorem i motywatorem był tego dnia basen. Wypatrzony przez dzieciaki na naszym kempingu, więc w ten oto sposób, relaksując się nad wodą, spędziliśmy resztę dnia. Co więcej, sił na skoki do wody i nurkowanie nam nie zabrakło:)
To był świetny rowerowy dzień, pełen przygód i mniej lub bardziej nieoczekiwanych atrakcji. Pokazaliśmy na co nas stać. Nie wymiękamy "na robocie" i przy odpowiedniej motywacji jesteśmy w stanie osiągnąć praktycznie każdy, nawet trudno osiągalny cel. Przed nami jeszcze ostatnia noc w Italii nieopodal Jezioro Como.
Rano jesteśmy spakowani, rowery pospinane i możemy ruszać na Monzę aby spełnić nasze motoryzacyjne i zobaczyć na żywo wyścig Formuły 1, ale ten epizod opiszemy już w kolejnej relacji:)
BAJKIDS.PL POLECAMY SIĘ!
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu FB https://www.facebook.com/bajkids oraz profilu YouTube. Wasze lajki i komentarze będą dla nas pozytywnym sygnałem do dalszych rowerowych tripów.
Jeśli jesteście zainteresowani KUbajkami, a szczerze jest to, naszym obiektywnym zdaniem, lider wśród lekkich rowerów dla dzieci, choć jeszcze w Polsce nie tak znany jak np. Woom, zapraszamy do naszego sklepu internetowego https://bajkids.pl/, gdzie na hasło „rowerowedzieciaki” otrzymacie 5% zniżkę na wszystkie rowery!
Pozdrawiamy i do zobaczenia na rowerowym szlaku!