
Tor Monza – jedziemy na F1 GP Włoch
Upalny wrześniowy weekend, setki tysięcy kibiców. Tor Monza, ryk silników, emocje sięgają zenitu, a w samym środku Grand Prix Włoch jesteśmy my, fani Formuły 1 i Maxa Verstappena oraz chłopaków ze stajni Ferrari. Po to przecież przyjechaliśmy do Włoch na nasze rowerowe wakacje życia!
Warto spełniać marzenia!
Udział w wyścigu Formuły 1 na torze Monza jest wisienką na torcie naszej jedenastodniowej wyprawy kamperem do Włoch. Tak naprawdę, jest przede wszystkim powodem, dla którego wybraliśmy się do Italii. Od zawsze chcieliśmy zobaczyć bolidy F1 na żywo. Zobaczyć i usłyszeć. Przy okazji spełniliśmy kilka marzeń jednocześnie. Dziewczynom marzyły się same Włochy. Klimat, atmosfera, kulinarna przygoda.A chłopaki? Tyle wyścigów obejrzanych w telewizji. Codzienne ściganie na ścieżce rowerowej w drodze do przedszkola. Sam pamiętam jeszcze wyścigi sprzed kilkudziesięciu laty, Ayrton Senna, Damon Hill… Naprawdę nie mogliśmy sobie odmówić!
Najpierw spędziliśmy aktywnie kilka wspaniałych dni nad Jeziorem Garda. Wybraliśmy się na rowerową wycieczkę do Arco. Popłynęliśmy promem do Limone sul Garda i pokonaliśmy na rowerach KUbikes najwspanialszą ścieżkę rowerową Europy Ciclopista del Garda. To był jeden z piękniejszych wakacyjnych tygodni w naszym życiu. Na koniec czekała nasz jeszcze wisienka na torcie czyli Wyścig F1 na torze Monza. Jedno jest pewne jak w banku, warto spełniać marzenia!

Tor Monza – najpierw trening
Meldujemy się najpierw na treningu i chcemy zapoznać się z torem. Zobaczymy, co i jak. Będziemy przygotowani na kolejne dni i nic nas nie zaskoczy. Każdy wyścig F1 składa się z czwartkowo-piątkowych treningów, sobotnich kwalifikacji oraz niedzielnego wyścigu
Bilety kupiliśmy dobre pół roku wcześniej i mamy miejsca „na trawie”. Oznacza to mniej więcej tyle, że będziemy podziwiać bolidy z perspektywy górek i wzniesień. Zdecydowaliśmy się na nie przede wszystkim ze względu na cenę. Były po prostu najtańsze, w okolicach 100 Euro za cały weekend.
Meldujemy się na torze Monza i po raz pierwszy mamy okazję ujrzeć bolidy z bliska. Ujrzeć i usłyszeć. Miejsca tego dnia mamy naprawdę znakomite. Jesteśmy przy samym torze, gdzie wszystko widać i słychać doskonale. Sam widok jest naprawdę niesamowity. Bolidy F1 na żywo robią o wiele większe wrażenie ponieważ wydają się dużo większe, jakby potężniejsze. Najefektowniejszy jest przede wszystkim odgłos wydobywający się z silników. Istny ryk, który z ogromną siłą wdziera się w każdy zakamarek ludzkiego organizmu. Ciarki chodziły nam po plecach, a Jasiek siedzący mi „na barana” był cały spięty z emocji i co chwilę podduszał tatę:) Tego nie da się opisać słowami, to trzeba usłyszeć na żywo. Słuchawki lub stopery do uszu są obowiązkowe:)



Wszystko fajnie, fajniusio gdyby nie to, że bolidy przemykają koło nas w ułamku sekundy i tyle je widzieli. O to chodzi w tym motosporcie i jest to również bardzo ciekawe doznanie. Pędzący 300 km/h bolid dosłownie przecina powietrze w tempie Strusia Pędziwiatra. Nam robi się jednak potwornie gorąco. Żar leje się z nieba od kilku godzin. Pierwsze koty za płoty, więc kierujemy się w stronę kampera. Musimy przecież w końcu dojechać na nasz kemping.
Tor Monza – wyścig!
Każdy wyścig poprzedzają kwalifikacje, ale po piątkowym upalnym treningu postanawiamy sobotę spędzić na rowerach nad Jeziorem Como, o czym możecie przeczytać TUTAJ. Szczerze mówiąc, była to bardzo dobra decyzja.
Na Monzy meldujemy się w niedzielę na długo przed wyścigiem, aby zająć odpowiednie miejsca i cieszyć się rywalizacją Maxa Verstappena z Charlsem Leclerkiem i Lewisem Hamiltonem. Już na wejściu tłok jest ogromny, tumany kurzu wzbijają się w powietrze. Wszyscy szukają cienia, a my zmierzamy dalej w poszukiwaniu dogodnej miejscówki.

Musimy przebić tunelem się na drugą stronę toru. Wprawdzie bilety „na trawie” pozwalają oglądać wyścig z kilku miejsc na torze, ale w praktyce okazuje się, że dwie godziny przed wyścigiem dosłownie wszystkie miejsca są zajęte. Szpilki nie da się wcisnąć. Ale o której godzinie ci wszyscy kibice musieli się tu zjawić? Może koczowali od soboty pod wejściem? Tutaj na pewno nie zobaczymy nawet kawałka bolidu. Ewakuacja.



Znajdujemy sobie miejsce w spokojnej, zacienionej części toru i odpoczywamy w cieniu. Najpierw jednak korzystamy z uprzejmości medyków, którzy opatrują Jasiowi ranę odniesioną w walce z kijem:) Swoją drogą obsługa medyczna jest ogarnięta i działa bardzo sprawnie, z uśmiechem na ustach. Grazie mile!



Zbliża się start wyścigu F1 o Grand Prix Włoch
Wyścig będziemy oglądać zza pleców kilku rzędów kibiców na prostej przed zakrętem Parabolica. Tutaj bolidy śmigają z ogromną prędkością, ale przynajmniej widać/słychać je na dłuższym dystansie. Coś może uda się zobaczyć. Jasiek siedząc na moich ramionach będzie widział doskonale. Tosię też postaram się wynieść ponad tłum. Jest naprawdę piekielnie gorąco, tłoczno wszędzie, ale nie ma to kompletnie żadnego znaczenia. Po to tutaj przyjechaliśmy, więc niech już startują!



Tuż przed startem nad naszymi głowami przelatuje eskadra samolotów pozostawiając za sobą barwy włoskiej flagi. W końcu jesteśmy pod Mediolanem, na jednym z najstarszych torów w całym cyklu Grand Prix. Robi to spore wrażenie, ale nic to w porównaniu z okrążeniem formującym. Bolidy jadą najpierw wolniejsze kółko, dogrzewają opony, aby następnie w odpowiedniej kolejności ustawić się do startu. Udaje nam się dostrzec bolid Carlosa Sainza. Tutaj większość kibiców oczywiście wspiera zespół Ferrari, tak jak i Antosia. Forza Ferrari!


3…2…1… start!
Jasiek siedzi u mnie „na barana” już dobre kilka minut i w końcu słychać wiwat tłumów na całym torze. W ten weekend zjawiło nas się ponad trzysta tysięcy. Na niebie pojawia się helikopter, a pod nim, jeden za drugim, śmigają rozpędzone maszyny. Same Strusie Pędziwiatry tylko o wiele głośniejsze. Początek wyścigu jest zdecydowanie najfajniejszy ponieważ wszystkie bolidy mkną w grupie i efekt dźwiękowy jest niesamowity. Dzieciaki zmieniają się na chwilę na moich plecach i widzą wyścig doskonale. Ja nie widziałem do tej pory praktycznie nic, ale słyszę wszystko doskonale.
I tak co około półtorej minuty odbywa się ten sam rytuał. Najpierw śmigają bolidy, potem helikopter. Dłuższa chwila ciszy i repeta. Tosia odpuszcza i chowa się razem z mamą pod drzewem w cieniu. Dobrze że wzięliśmy ze sobą koc piknikowy.
Jasiek nie odpuszcza przez kilka okrążęń i dzielnie kibicuje Maxowi Verstappenowi. W końcu i on dochodzi do wniosku, że lepiej będzie widział w telefonie. Meldujemy się zatem w komplecie pod drzewem, odpalamy telefon i oglądamy relację live. Nie jesteśmy w tym osamotnieni. Telefony, tablety idą w ruch i sporo kibiców właśnie w ten sposób spędza większość wyścigu. Czuć atmosferę, wszystko doskonale słychać, ale widać zdecydowanie najlepiej na ekranie urządzeń mobilnych.
W międzyczasie jeszcze kilkukrotnie wracamy pod sam tor, ale finalnie i tak lądujemy w cieniu. Upał daje się we znaki. Finalnie nie jesteśmy w stanie dotrwać do końca i opuszczamy Tor Monza jeszcze przed rozstrzygnięciem wyścigu. Dzieciaki są zmęczone, my również. Przed nami przecież jeszcze zaplanowane odwiedziny w fabryce lekkich rowerów dla dzieci KUbikes, o czym możecie przeczytać TUTAJ.
Tor Monza czy było warto?
Posmakowaliśmy wyścigowych emocji, widzieliśmy wszystko na żywo i przede wszystkim słyszeliśmy ryk tych potężnych silników. Najważniejsze, że spełniliśmy nasze marzenie! Bez dwóch zdań było warto i jeśli będziecie kiedykolwiek mieli możliwość, powinniście z niej skorzystać. Jeśli spytacie nas, czy wybierzemy się na kolejny wyścig? Wiemy z czym to się je, jak wygląda i zdecydowanie wolimy wycieczki rowerowe:) Na chwilę obecną ten jeden raz w zupełności wystarczy.
Organizacja i informacja czyli włoska robota
Dojeżdżając na Tor Monza spędzamy dobrą godzinę w korkach. Monza to małe miasto pod Mediolanem, ale w weekend wyścigowy jest odwiedzane przez kilkaset tysięcy kibiców. Stoimy zatem posłusznie do momentu gdy wszyscy zaczynają na nas napierać. Włączamy zatem włoski tryb jazdy i nasze Ducato pokazuje charakter na drodze:)
Miejsce do parkowania? Teoretycznie można wykupić online, ale kosztuje naprawdę sporo (50/80 Euro). Jeden z przemiłych policjantów na środku ronda informuje nas, że najlepiej będzie odjechać jakieś kilkaset metrów i zaparkować w strefie przemysłowej. Przytulamy się z boku i jesteśmy uratowani. Tutaj wszyscy parkują gdzie popadnie, a tłok jest niemiłosierny.



Można całą organizację nazwać włoską robotą. W ten weekend żar lał się z nieba, a na wejściu byliśmy zmuszeni pozbyć się wszelkich napojów, choć w praktyce obsługa pozwala nam wnieść bidony z wodą. Nie wiemy za bardzo, z czego to wynika, ale małe butelki z wodą najwyraźniej nie stanowią problemu. Może ze względu na dzieciaki? Ten mały detal zdecydowanie ratuje nam dzień i cały wyścig.
Obsługa w większości mówi po angielsku i jest bardzo kompetentna. Najgorszym elementem całego wyścigu jest strefa gastro. Teoretycznie punktów z napojami oraz jedzeniem jest całkiem sporo, ale w praktyce kupienie czegokolwiek zakrawa o fantazję. Kolejki i jeszcze raz kolejki. Ok, to może i jest normalne, ale już konieczność wykupienia żetonów? Tylko nimi można płacić, ale jak staniesz w kolejce po żetony, które się właśnie skończyły? No tak, włoska robota… Podobno organizatorzy tegorocznego Grand Prix Włoch wystosowali oficjalne przeprosiny dla kibiców, których tego dnia na Torze Monza było zwyczajnie zbyt wielu… No tak, włoska robota:)
BAJKIDS.PL POLECAMY SIĘ!
Zapraszamy również do polubienia naszego profilu FB https://www.facebook.com/bajkids oraz profilu YouTube.
Jeśli jesteście zainteresowani KUbajkami, a szczerze jest to, naszym obiektywnym zdaniem, lider wśród lekkich rowerów dla dzieci, choć jeszcze w Polsce nie tak znany jak np. Woom, zapraszamy do naszego sklepu internetowego https://bajkids.pl/, gdzie na hasło „rowerowedzieciaki” otrzymacie 5% zniżkę na wszystkie rowery!
Pozdrawiamy i do zobaczenia na rowerowym szlaku!